logotype

Nadchodzące imprezy

Dla organizatorów

Organizujesz konwent, pokazy gier albo turniej i chcesz zareklamować swoją imprezę? Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript., a zarówno w tym polu, jak i na stronie głównej naszego portalu pojawi się stosowne ogłoszenie.

Fantastyka, nauka i coś pomiędzy - o Polconie 2012

Spis treści

„Rok 2012 jest dla nas szczególny. Od dłuższego już czasu nie tylko ludzie związani z fantastyką mówią o zagrożeniu, końcu świata. (...) Te pytania i obawy towarzyszą nam od dawna, dlatego nie sposób ich pomijać podczas tegorocznej edycji Polconu. Właśnie dlatego rok 2012 jest symbolem wrocławskiego spotkania miłośników fantastyki i właśnie dlatego zaraz obok tej daty umieściliśmy dwa słowa: Niepokój i Nadzieja.” Tymi słowami zaczyna się jeden z materiałów prasowych dotyczących tegorocznej edycji jednego z najważniejszych polskich konwentów miłośników fantastyki. Czy cały Polcon był utrzymany w apokaliptycznych klimatach? Dowiecie się tego z poniższej relacji.

Choć to właśnie na motyw końca świata położony był największy nacisk w reklamach Polconu 2012 (co zresztą widać na plakatach i bannerach), to konwent nie został przezeń zdominowany. Program podzielony był na czternaście bloków:

  • Fantastyka,
  • Nauka a Rok 2012,
  • Rok 2012: Nadzieje a Niepokoje,
  • Horror i Groza,
  • SF i Gwiezdne Wojny,
  • Komiks,
  • Manga i Anime,
  • Gry fabularne i LARPy,
  • Retrogaming,
  • Gry planszowe,
  • Gry bitewne,
  • Fantastyka dla dzieci,
  • Konkursy.

Spośród nich najbardziej rozbudowane były Fantastyka oraz Manga i Anime, które zajmowały po 3 sale każda. Z kolei najmniej punktów programu znalazło się w grach planszowych, retrogamingu i grach bitewnych. Te ostatnie w ogóle umiejscowiono niemal wyłącznie w Szkole Polconowej i sprawiały wrażenie zepchniętych na margines... ale o tym za chwilę. Dwa bloki z rokiem 2012 w tytule wydawały się dość zbliżone tematycznie, różnica między nimi polegała na tym, że pierwszy był niemalże czysto naukowy (z elementami filmu, ale również od strony technicznej), drugi zaś poświęcony był wizjom końca świata z różnych źródeł oraz badaczom, eufemistycznie mówiąc, alternatywnym.

Podręczny plan konwentu, oczywiście dwustronny.

Mnie z powyższego repertuaru najbardziej interesowały bloki Horror i Groza, SF (ale z wyłączeniem Gwiezdnych Wojen) i Gry bitewne, ale starałem się zobaczyć choćby po jednym punkcie na każdy temat. Nie było to zresztą szczególnie trudne - w większości bloków pojawiło się choćby jeden punkt, który mnie zaciekawił. Nie wszystko jednak udało się rozplanować, dlatego też na wstępnie zaznaczam, że w relacji nie będzie zbyt wiele na temat gier planszowych i fabularnych (wina czasu i zmian programu), Larpów (nie moja bajka) oraz fantastyki dla dzieci (umysł pięciolatka może i mam, ale wzrost już nie, co utrudniło wmieszanie się w tłum).

Stosunkowo mało też będzie na temat tegorocznego końca świata, czyli motywu przewodniego Polconu 2012. Wynika to głównie z tematyki punktów z tego bloku oraz mojego podejścia do nich - o ile bardzo sobie cenię mieszanie nauki do fantastyki (np. w postaci tłumaczenia niektórych zjawisk czy tzw. hard sci-fi), o tyle wprowadzanie fantastyki do nauki wywołuje mój sprzeciw. Co przez to rozumiem, dowiecie się poniżej.

Ale zacznijmy od samego otwarcia...


Czwartek - konwentowe początki

Budynek Uniwersytetu Przyrodniczego, w którym odbywała się główna część konwentu.

Na Uniwersytet Przyrodniczy, gdzie odbywała się przeważająca większość tegorocznych rozrywek, przybyłem 15 minut przed planowanym otwarciem, które miało nastąpić o 10. Od razu przywitała mnie całkiem długa kolejka do bocznego wejścia, przy którym trzeba było odebrać akredytacje. Podążyłem na jej początek dowiedzieć się coś o wejściu i akredytacjach dziennikarskich, ale zamiast tego poznałem informację kluczową - otwarcie konwentu opóźni się o godzinę. Nie powiem, bym był zachwycony, ale zdarzało mi się to przy tylu różnych imprezach, że szczególnie mnie to nie poruszyło. Dla zabicia czasu postanowiłem pozwiedzać okolicę.

Początkowy stan kolejki.Późniejszy stan kolejki - jak widać, ciągnie się aż do ulicy.

Po powrocie natrafiłem na... jeszcze dłuższą kolejkę i nadal zamknięte drzwi. W pełni gotowy był za to bufet, znajdujący się naprzeciw bocznego wejścia. Jak się potem okazało, był to wspaniały przybytek, gdzie można było smacznie zjeść nie tracąc zbyt wiele z konwentowego czasu.

Ten oto pan witał wszystkich wchodzących.

Ale nie gastronomią miałem się zajmować, a fantastyką. Około 11:30 udało mi się wreszcie sforsować drzwi i odebrać akredytację medialną. Jednocześnie wpuszczeni zostali pierwsi z uczestników, choć kolejka przed wejście wcale nie zmalała. Szybko jednak organizacja się poprawiła, kolejka rozłożyła na obie pary drzwi wejściowych, a Gżdacze całkiem sprawnie sterowali przepływem wchodzących.

Na konwencie znalazł się także Yautja......i jego obcy kolega.

Po wejściu okazało się jednak, że niewiele jest na razie do roboty - pierwsze punkty programu zaczynały się o 12, ponieważ jednak traktowały głównie o mandze i anime, spożytkowałem ten czas na rekonesans. Przy głównym wejściu (które wówczas było dla gości zamknięte, odbiór akredytacji odbywał się bowiem przy bocznym) rozłożyły się już pierwsze firmy, wśród nich Q-Workshop prezentujący olbrzymi wybór kostek, Level 77, KartaPostaci.pl i inne sklepy z koszulkami i innymi, a także małe stoisko Dobrych Historii, wydawców nowego magazynu Coś na Progu. Później doszło także parę innych wydawnictw oraz sklepów z grami planszowymi i bitewnymi.

Elektrownie atomowe, czyli powiew I roku studiów.

O godzinie 13 udałem się na pierwszy wykład - „Elektrownie atomowe” Adama Cebuli z bloku Nauka a Rok 2012 (ten blog pierwszego dnia wydał mi się najatrakcyjniejszy). Niestety, muszę powiedzieć, że nie był to szczęśliwy wybór, bowiem prezentacja może i ciekawych faktów okazała się sucha i nieprzyciągająca uwagi - każdy, kto posmakował życia studenckiego, trafił chyba na tego typu wykład.

Troma - czy ten temat da się popsuć?

Na szczęście po godzinie zaczęła się prelekcja „Troma - nic dodać, nic ująć”, na którą się przeniosłem. No bo jakże mógłbym ominąć coś o najbardziej znanej z wytwórni filmowego kiczu? Niestety okazało się, że i ten wybór nie był zbyt trafny. Choć prowadzący Piotr „Gore” Rybak sprawiał wrażenie wielkiego entuzjasty tematu, to niestety nie potrafił go w sposób zorganizowany przedstawić i dość szybko prelekcja przerodziła się w pokaz trailerów i najciekawszych scen z filmów, na dodatek wybieranych spontanicznie (a przynajmniej takie odniosłem wrażenie).

Początek wykładu o nanotechnologii.

Kolejny punkt programu znowu należał do bloku naukowego i okazał się najlepszym z całego piątku. Mowa o wykładzie Andrzeja Drzewińskiego na temat nanotechnologii, na którym w interesujący i co ważniejsze przystępny nawet dla laików sposób przedstawił teorię, zastosowania i zagrożenia ze strony zabaw w skali nano.

John Hutchinson - jeden z omawianych badaczy z pograniczy nauki.

Czwarty punkt także pochodził z bloku naukowego, a było to „Laboratorium z pogranicza nauki, paranauki i fantastyki” Marcina Kaczmarka. Opis wykładu w książkowej wersji programu był bardzo zachęcający, bowiem napomykał o lewitacji, broniach akustycznych i elektromagnetycznych oraz innych rzeczach znanych nam z sci-fi. Na miejscu jednak miałem do czynienia z wyliczeniem kilku naukowców mających problem z byciem uznanym przez resztę świata naukowego, niestety bez porządnego wytłumaczenia, nad czym oni pracują. Choć początek rozbudzał apetyt wiedzy, to reszta zdecydowanie go nie zaspokoiła.

Z czym Japończykom kojarzy się Polska?

O 17 przyszła pora na jedyny punkt mangowo-animowy w moim pobycie na Polconie - „Zachodnie wpływy w anime”. Przy tej okazji wyszedł kolejny zgrzyt organizacyjny - oto koordynator bloku Manga i Anime nie raczył powiadomić prelegentki, o której i gdzie jej prelekcja się odbędzie. W wyniku opóźnienia nie udało się przedstawić całości, ale trzeba powiedzieć, że prowadząca Paula Mackiewicz poradziła sobie całkiem nieźle (choć to moja znajoma ze studiów, więc mogę być stronniczy... nie żebym gdzieś tu starał się być obiektywny). Na plus trzeba też zaliczyć duży udział publiki, która była obeznana z tematem i podsuwała własne obserwacje.

Początek przeglądu obcych.

Po przerwie na posiłek przyszła pora na drugie spotkanie z Marcinem Kaczmarkiem, tym razem w ramach SF i Gwiezdnych Wojen, a noszące tytuł „Obcy wczoraj, dziś i jutro”. Choć sam początek był ciekawy (zwłaszcza uznanie aniołów, demonów i innych mitologicznych kreatur za pierwszych obcych), to później zabrakło sensownej organizacji przedstawianego tematu, a w końcowej prezentacji wyobrażeń kosmitów brakowało ładu. Niestety, zapoznawszy się z jednym wystąpieniem danego prelegenta, w większości przypadków można było spokojnie przewidzieć jakość kolejnych.

Edward Lee z profilu.

Ostatnim z czwartkowych wydarzeń była premiera polskiego wydania książki „Golem” Edwarda Lee. Ten amerykański autor horrorów był prezentowany jako jedna z zagranicznych gwiazd Polconu, co jednak nie ściągnęło tłumów do sali. Sam muszę przyznać, że o autorze dowiedziałem się dopiero czytając program konwentu. Jednak spotkanie z nim zdecydowanie zachęciło mnie do sięgnięcia po jego dzieła - proza Lee należy do nurtu hardcore horror, czyli horrorów możliwie najobrzydliwszych i najbardziej perwersyjnych. Choć wielu uważa to za coś prymitywnego, on sam stwierdził, że wyzwaniem jest sensowne pogodzenie ekstremalnie makabrycznej treści z działającą fabułą i wiarygodnymi postaciami, którymi da się zaciekawić czytelnika. Gdyby ktoś chciał sięgnąć po jego dokonania, to oprócz opartego na czeskiej legendzie „Golema” w Polsce ukazały się też „Sukkub” i „Ludzie z Bagien”, oba traktujące o morderczych redneckach.


Piątek - zabawa się rozkręca

Stoiska z gadżetami dla fanów mangi i anime... oraz rzadka reakcja na robione zdjęcie.

Piątkowa podróż na Uniwersytet odbyła się pod znakiem zepsutych tramwajów, w związku z czym spóźniłem się na spotkanie z Andrzejem Sapkowskim. Choć przybyłem na miejsce ledwie 10 minut po jego rozpoczęciu, nie udało mi się nawet dopchnąć do drzwi sali wykładowej, w której spotkanie to się odbywało. Widać, kto jest prawdziwym bożyszczem fandomu.

Erich von Däniken na konferencji prasowej.

Następnym punktem programu była konferencja prasowa z gościem specjalnym Polconu 2012 - Erichem von Dänikenem. Dla niewtajemniczonych, Däniken to szwajcarski autor, który promuje tezę, że w czasach antycznych lub wcześniej doszło do kontaktów ludzi z istotami pozaziemskimi. Hipotezę tę wywodzi on z lektury antycznych tekstów (w tym Biblii), a także paru innych odkryć archeologicznych i podobieństw między niektórymi kulturami. I choć zarówno ta wizja, jak i przytaczane przykłady brzmią intrygująco, to są niczym więcej jak interpretacją, której nie da się w żaden sposób potwierdzić. Co ciekawe, spytany o temat przewodni konwentu, Däniken stwierdził, że jego zdaniem 21 grudnia 2012 nie nastąpi koniec świata, a raczej powrót przybyszy z kosmosu. Na dodatek nie mamy podstaw być pewnymi tej daty, gdyż osoba przeliczająca ją z kalendarza Majów jak najbardziej mogła popełnić błąd.

Oprócz zamkniętej konferencji odbyły się też dwa spotkania z Erichem von Dänikenem, w których jednak nie brałem udziału - jego teorie nie budzą u mnie szczególnego zainteresowania.

Jaki naprawdę był Dracula?

Po konferencji udałem się na wykład pod tytułem „Vlad Dracula. Mit i rzeczywistość” prowadzony przez Dariusza Domagalskiego. Tu nastąpiło odwrócenie schematu z poprzedniego spotkania - zamiast wprowadzać fantastykę do nauki, prowadzący wprowadzał naukę do fantastyki, przedstawiając sławnego Draculę od strony historycznej. I choć treść była w pełni naukowa, trudno było nazwać wykład nudnym - bardzo ciekawie było się dowiedzieć, co tak naprawdę zdziałał w swoim życiu Vlad Palownik, ile nieprawd o nim jest do dziś powtarzanych i komu tak podpadł, że obecnie znamy go jako krwiożerczego wampira. Jak się na koniec okazało, cały wykład był elementem promocji powieści historycznej Dariusza Domagalskiego pt. „Vlad Dracula”.

Łukasz Orbitowski (po lewej) i Marek Horodniczy.

O 13 udałem się na kolejną premierę książki, tym razem „Ognia” Łukasza Orbitowskiego. Książka, będąca wariacją na temat dramatu, przeplata opowieść o dwóch rywalizujących ze sobą braciach z historią Józefa Kurasia, tytułowego „Ognia”, członka antykomunistycznego podziemia oskarżanego o zbrodnie na lokalnej ludności polskiej, żydowskiej i słowackiej. Temat jak widać delikatny, jednak z wypowiedzi autora nie wynikało, by kontrowersje stanowiły istotny aspekt książki, za to on sam przyznał się do postrzegania „Ognia” jako bohatera. Sama książka nawet wydała się interesująca, choć nie tak bardzo, jak sama postać Kurasia.

Po premierze przeszedłem się na kolejną fanowską prelekcję - „Estetykę kiczu w kinie grozy”. Był to kolejny wykład Piotra Rybaka i niestety nie różnił się wiele od poprzedniego o Tromie - znowu miałem do czynienia z prezentacją fragmentów filmów, ponownie sprawiających wrażenie wybieranych na poczekaniu. Szkoda, że tak intrygujący temat został zmarnowany.

Jak łatwo się domyślić z tytułu, krytyka GMO rzadko jest rozsądna.

Kolejny wykład był powrotem do nauki, choć nie był stricte naukowy. „GMO: rozsądna krytyka?”, jak sam tytuł sugeruje, było analizą różnych sposobów wypowiedzi przeciwko genetycznie modyfikowanym organizmom. Prowadzący Michał Laskowski omawiał łączenie ze sobą różnych, często nieudokumentowanych badań, by osiągnąć odpowiedni wynik, prawne utrudnianie wprowadzania roślin GMO, czy wreszcie całkowity brak protestów przy otrzymywaniu identycznych wyników np. poprzez radiację. Temat okazał się na tyle intrygujący, że prelekcja co i rusz przekształcała się w dyskusję między publiką a prowadzącym, co uniemożliwiło doprowadzenie wykładu do końca. Nie było to oczywiście nic złego, a wręcz przeciwnie - tego typu kontrowersje uczyniły wykłady jeszcze ciekawszymi.

Pierwsze pół duetu Samaya.I druga połowa.

Jednak nie tylko rozrywkami intelektu człowiek żyje, przyszła więc pora na coś dla oczu i uszu. O 16:30 odbył się krótki, bo zaledwie półgodzinny pokaz tribal dance zorganizowany przez duet Samaya - wspaniały przerywnik dla wszystkich amatorów i amatorek wyginających się pięknych kobiet. Niektórych mogła drażnić mocno elektroniczna muzyka, mnie zaś doskwierał fakt, że musiałem robić zdjęcia, zamiast spokojnie usiąść i w pełni cieszyć się widowiskiem.

Duet w komplecie.Życiorys Stefana Grabińskiego w pigułce.

Przemiłe pół godziny minęło, pora na powrót do prelekcji. Padło na temat z naszego podwórka, lecz nie z naszych czasów - „Grabińskiego dla początkujących” Pawła Matei. Prelegent świetnie przedstawił postać naszego polskiego Poego (jak bywał nazywany przez zagranicznych krytyków), zarówno od strony życiorysu, jak i literackich dokonań. Widać było, że mamy do czynienia z osobą obeznaną w temacie, a jednocześnie posiadającą swoje zdanie (z którym niekoniecznie się zgadzałem). Na olbrzymi plus muszę zaliczyć wskazanie najlepszych z dostępnych wydań tekstów Grabińskiego, dzięki czemu zainteresowani wiedzieli, za czym się rozglądać. I szkoda tylko, że wykład o jednym z naszych najlepszych pisarzy grozy przyciągnął tak niewielu słuchaczy...

Żywe trupy atakują.

Przyglądając się programowi postanowiłem pozostać przy horrorze i wysłuchać prelekcji „Żywe trupy to MY!” Piotra Mikołajczaka i Gabriela Augustyna. Na samym wstępie słuchacze dowiedzieli się, że wystąpienie było planowane na dwie godziny, jednak organizatorzy konwentu darowali prowadzącym zaledwie jedną. A szkoda, bo zarówno pod względem materiałów wizualnych, jak i treści panowie plasowali się w czołówce całego konwentu. Wszystko zaczęło się od medycznego wytłumaczenia, czym jest śmierć, jakie są jej objawy i gdzie w tym wszystkim należałoby umieścić zombie. Potem wysłuchaliśmy krótkiej historii fenomenu żywych trupów, aż wreszcie wskazany został wybór co ciekawszych tekstów na ich temat.

Niestety kolejne punkty programu prezentowały już niższy poziom. „Horror made in '90s” Mariusza Juszczyka zaczął się obiecująco od przedstawienia warunków wydawniczych oraz rynku VHS we wczesnych latach 90 w Polsce i jego wpływu na szeroko rozumiany rynek fantastyczny. Później jednak prelekcja zmieniła się w wyliczanie tytułów, co niestety zmniejszyło przyjemność jej słuchania.

Piątkowy pobyt na konwencie zakończyłem trzecią szansą daną Piotrowi Rybakowi, który wygłaszał prelekcję „W kosmosie nikt nie usłyszy Twojego krzyku, czyli fenomen 'Obcego'”. Jako fanatyk serii nie mogłem tego punktu ominąć i choć nie dowiedziałem się specjalnie wiele (choć jeden komentarz z widowni uświadomił mnie o istnieniu rozszerzonego zakończenia „Obcego: Przebudzenia”), to prelekcja była lepsza od dwóch poprzednich. Gore prześledził filmową serię, zwracając uwagę na rozwój Obcego, opowiadając parę ciekawostek i przypominając kilka najlepszych scen. Można było to zrobić lepiej (przede wszystkim wprowadzając jakiś porządek i nie omijając trzeciej części), ale było ok.


Sobota - konwent w pełni

Swojski widok, czyli Szkoła Polconowa.

Przedostatni dzień konwentu rozpocząłem od wycieczki do Szkoły Polconowej. Choć służyła ona dla większości uczestników za miejsce noclegu, to odbywały się w niej także pokazy i turnieje gier bitewnych. W czwartek miała tam miejsce nauka gry w Battletecha, w piątek megabitwa w tenże system, pokazy Neuroshimy Tactics i Ogniem i Mieczem oraz warsztaty modelarskie o genialnej nazwie „My little mutant, magic is heresy”. Niestety, w żadnym z tych wydarzeń nie brałem udziału, ponieważ kolidowały z wydarzeniami na Uniwersytecie, a ponadto pokonanie drogi między tymi obiektami zajmowało ok. 30 minut (w jedną stronę), co oznaczałoby rezygnację z kolejnego punktu programu na rzecz samego przemieszczania się.

Sala, gdzie odbywały się wszystkie turnieje (na raz).Stoły do Infinity potrafią robić wrażenie.

Tu pozwolę sobie na krytykę organizacji rozrywek bitewnych. Akredytacja wyłącznie na rozrywki w Szkole kosztowała 15 zł - tyle, co na jeden dzień pełnego uczestnictwa w konwencie. Kwotę tę musieli także płacić organizatorzy turniejów, chociaż organizatorzy prelekcji i innych rozrywek na Uniwersytecie otrzymywali zniżki lub wchodzili za darmo, zależnie od ilości wystąpień.  To w połączeniu z umiejscowieniem gier bitewnych z dala od reszty imprezy sprawiło wrażenie, że dla organizatorów konwentu gry bitewne były tylko mało istotną przystawką.

Jedna z ładniejszych armii do Infinity.W 41 milenium bez zmian, Orki nadal biją się między sobą.

W sobotę późnym rankiem miały zaś rozpocząć się cztery turnieje: Infinity (współorganizowany przez znanego z Modelarskiej Mobilizacji blackout_sysa), Władcy Pierścieni i Warhammera 40k o 10 oraz Ogniem i Mieczem o 11, a ponadto minikampania w Battletech i kolejne warsztaty modelarskie, tym razem noszące tytuł „Mad Mek Mekness”. Wszystkie te rozrywki były opóźnione, a najwcześniej, bo o 10:30, rozpoczął się turniej Infinity. Po nim po kolei rozkręciły się turnieje Władcy Pierścieni oraz Wh40k, a także gra w Battletecha. Początku turnieju Ogniem i Mieczem nie doczekałem, bowiem na 12 chciałem być już na Uniwersytecie.

Kolorowi Haradrimowie kontra Rohańczycy.Mechy szykują się do bitwy.

Ze wszystkich turniejów największym zainteresowaniem cieszyła się rywalizacja we Władcę Pierścieni, na drugim miejscu było Infinity, zaś podczas mojego krótkiego pobytu w szkole najmniej chętnych było do Wh40k. Jak się później dowiedziałem, fanów Ogniem i Mieczem było jeszcze mniej, w związku z czym zrezygnowano z turnieju. Z kolei miłośnicy Infinity, choć udało im się liczebnością przebić amatorów jednego z dwóch najpopularniejszych systemów w Polsce, nie byli szczególnie zadowoleni, ponieważ podobną ilość graczy osiągają przy lokalnych, wrocławskich turniejach.

Minigaleria pomalowanych modeli do Umbra Turris.Smutne miny sprzedawców z Wargamera.

Obok turniejów swoje małe stoiska rozstawili Wargamer oraz ludzie reklamujący modele od SpellCrowa. Niestety, nie spotkali się oni ze zbyt dużym zainteresowanie - podobno chłopakom z Wargamera nie udało się przez te dwa dni nic sprzedać.

Jak już wspomniałem, zamiast obserwować gry bitewne powróciłem na Uniwersytet Przyrodniczy, by tam wysłuchać prelekcji Łukasza Śmigiela „Cthulhu oczyma współczesnych pisarzy”. Okazała się ona przede wszystkim reklamą wspomnianego wyżej czasopisma „Coś na Progu” oraz wydanego przez wydawnictwo Dobre Historie zbiorku „Cienie Spoza Czasu”. Pomimo tego było całkiem przyjemnie, a na dodatek na samym początku pojawiła się krótka, improwizowana, acz bardzo ciekawa wstawka o prawdziwych arabskich pismach magicznych (niekoniecznie działających, ale istniejących).

Tłumy oczekują Dema.A oto i sam Dem.

Następnie przyszła pora na coś z bloku komiksowego. I to nie byle co, bo spotkanie z Jakubem „Demem” Dębskim, twórcą „Dużych Ilości Naraz Psów” i „Ogarnij Się”. Dem był dość nieogarnięty, jednak sprawnie odpowiadał na pytania fanów, zaprezentował najnowszy odcinek „Ogarnij Się” (do obejrzenia tutaj) oraz trailer nadchodzącej gry komputerowej (Skyrim wymięka), opowiedział co nieco o planach na przyszłość i zabrał się do rozdawania autografów. Jednemu z członków patrolu udało się nawet uzyskać komiks narysowany na miejscu.

Jeden z członków Patrolu poprosił o improwizowany komiks.Tyle wygrać!

Kolejnym punktem miała być prelekcja „Stereotypy w tworzeniu postaci w grach RPG”, czyli coś z bloku gier fabularnych, ale niestety po przybyciu pod salę okazało się, że wykład został odwołany. Niestety, to tyle o RPGach, bo kolejne tematy kolidowały już z bardziej atrakcyjnymi wydarzeniami.

Dariusz Kwiecień, w wersji realnej i filmowej.

Odrobinę zawiedziony przeczekałem trochę czasu i udałem się na „Tajemnice III Rzeszy” Dariusza Kwietnia, pierwszą moją pozycję z bloku Rok 2012: Nadzieje i Niepokoje. Tu wypada zaznaczyć, że tematycznie nie miała ona związku z trwającym rokiem ani końcem świata - zresztą nie ona jedyna, w związku z czym odnoszę wrażenie, że wykłady z tego bloku łączył przede wszystkim pseudonaukowy charakter.

Wracając do wykładu pana Kwietnia, to był on całkiem interesujący i pobudzający wyobraźnię, traktował bowiem o nazistowskich eksperymentach medycznych, próbach stworzenia nadczłowieka i okultystycznych obrządkach. Niestety, pan Kwiecień skakał z tematu na temat, a co gorsza traktował swoje rewelacje zupełnie poważnie, jednocześnie wskazując jako ich źródła rozmowy pod budkami z piwem lub w domach wariatów, zagubione dokumenty, których nikt nie widział od wojny, i własne wycieczki do miejsc, które obecnie są niedostępne („te tunele zasypano krótko po mojej wizycie”). Czasami nawet odmawiał podania źródła, ponieważ, jak sam twierdził, skończyłoby się to dla niego procesem. Właśnie za takie podejście nie lubię pseudonauki i wyszedłem z wykładu z pewnym niesmakiem, choć jego temat leżał w mojej sferze zainteresowań.

Nie jesteś za niski na Tuskena?

Przyszła kolej na drugi wykład „po znajomości” - „Science-Fiction: krótka historia gatunku” Pauli Mackiewicz. Tytuł mówi niemalże wszystko - było historycznie i było krótko, w sam raz dla ludzi, którzy dopiero zapoznają się z s-f, nie czytali klasyków jak Heinlein, Dick czy Clarke, albo po prostu chcieli uporządkować swoje wiadomości na temat rozwoju gatunku. Sam przypomniałem sobie o paru autorach, których muszę nadrobić.

Turniej Warcraft: Orcs & Humans w ramach bloku retrogaming - jak widać Duke także był obecny.

Wraz z powyższą prelekcją zaczął się konkurs Cosplay, który miał trwać dwie godziny, pomyślałem więc, że po godzinnym wykładzie jeszcze się na niego załapię. Niestety, przeliczyłem się, bo gdy przybyłem na Aulę, opuszczały ją resztki przebranych fanów. Stąd niestety brak zdjęć, za co bardzo przepraszam.

Staszek przemawia do ludu.

Tak zawiedziony ruszyłem szybko na drugi koniec Uniwersytetu na wykład Stanisława Mąderka, znanego przede wszystkim jako twórca „Stars in Black” oraz nadal nie wydanych, pełnometrażowych „Gwiazd w Czerni”. Jednak nie nimi miał się zajmować, a efektami specjalnymi z najróżniejszych filmów katastroficznych. Pierwsze kilkadziesiąt minut poświęcone było rysowaniu przykładowego storyboardu w Paincie, przez co nie wszystkie przykłady udało się w pełni omówić, ale nie wydaje mi się, by ktoś tego żałował - publika w większości przyszła tam dla Staszka, a cała sala co i rusz wybuchała śmiechem.

Profesjonalny storyboard wywołał atak śmiechu u samego twórcy.Prawdziwy Conan nadchodzi!

Przedostatnim punktem programu była prelekcja Tomasza Nowaka „Conan o kwadratowej szczęce” traktująca o najnowszym zbiorze opowiadań Roberta E. Howarda w ich możliwie najczystszej formie, bez późniejszych zmian wprowadzanych przez redaktorów czasopism i wydawnictw, w których się one ukazywały. Jak przekonywał prowadzący, widać w nich obraz Conana zgoła inny od powszechnie znanego - nie jest to mięśniak, który ciągle lata półnagi i macha mieczem, a postać głębsza, skłonna do bardziej wyrafinowanych działań. Przyznam, że jestem zaintrygowany i z przyjemnością sięgnę po trzy tomy („Conan i pradawni bogowie”, „Conan i skrwawiona korona” oraz jeszcze nie wydany „Conan i miecz zdobywcy”) - zwłaszcza, jeśli uda mi się dostać je w oryginale.

Demony na rozdaniu Zajdli.

O 21 rozpoczęło się chyba najważniejsze wydarzenie całego konwentu - gala Nagrody Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Krótko po jej rozpoczęciu, a przed wyczytaniem nazwisk nominowanych autorów, na scenę weszły cztery zakapturzone postaci. Po zrzuceniu okryć oczom widowni ukazało się czterech ni to faunów, ni demonów, które przebiegły się po sali przy dźwiękach mocnej, wiolonczelowej muzyki. Po tym wystąpieniu przypomniano nam nominowanych, a następnie przedstawiono laureatów. I tak nagrodę za najlepsze opowiadanie roku 2011 otrzymał Jakub Ćwiek za „Bajkę o trybach i powrotach”, a za najlepszą powieść - Maja Lidia Kossakowska za „Grillbar Galaktyka”. Następnie wręczono Jadwidze Zajdel zaległą nagrodę za „Paradyzję” śp. Janusza Zajdla. Wreszcie na koniec padło kilka ogłoszeń, w tym informacja, że toruński klub, który miał zorganizować Polcon 2013, rozpadł się, w związku z czym organizację następnej edycji konwentu przejęło Stowarzyszenie „Avangarda” - a więc Polcon zagości w Warszawie.

Laureaci Zajdli, od prawej: Maja Lidia Kossakowska, Jadwiga Zajdel i Jakub Ćwiek.


Niedziela - zwijamy się!

Ostatniego dnia konwentu czuć już było, że wszyscy szykują się do powrotów do domów. Nie tylko zaroiło się od gości z plecakami i torbami, ale i program był bardziej skąpy i w moim odczuciu mniej atrakcyjny.

Gdzie prowadzących troje, tam...?

Dzień zacząłem od prelekcji „Biomechy - geneza nowego (s)tworzenia”. Troje prowadzących po kolei wykazywało różne przeszkody stojące na drodze do stworzenia biomechanizmów znanych z różnych dzieł science-fiction. I choć mieli problemy z czasem, co u niektórych przełożyło się na niemalże nadludzką prędkość mówienia, to wykład był jak najbardziej godny uwagi dla osób, które lubią zobaczyć, co nauka ma do powiedzenia o różnych fantastycznych pomysłach.

Kolejnym punktem była mała prelekcja „Godzilla - nuklearny terror”, która niestety okazała się jedną z najsłabszych z całego konwentu. Szybko okazało się dlaczego - prelegent poprzedniej nocy świętował urodziny kolegi, przez co podczas wystąpienia doskwierał mu mocny kac. O ile rozumiem cierpienie, to doprowadzenie się do takiego stanu na dzień przed prelekcją jest dla mnie dowodem na całkowicie olewczy stosunek do niej i do słuchaczy.

O 12 planowałem przenieść się znowu do Szkoły, by zobaczyć końcówkę turnieju Infinity, jednak dostałem telefon, że został on przedwcześnie zakończony ze względu na konieczność oddania makiet (jak się potem okazało, wynikło to z nieporozumienia pomiędzy organizatorami a właścicielem terenów). Powróciłem więc na Uniwersytet i zatrzymałem przy stoisku SpellCrowa (jednej z niewielu ostoi gier bitewnych przy głównej części konwentu), gdzie kupiłem dwie figurki i porozmawiałem z wystawcami.

Slajdy może i skromne, ale prezentacja bogata.

Na sam koniec konwentu wysłuchałem wykładu Mileny Wójtowicz „Sabat czarownic”, na którym przedstawiono średniowieczne wyobrażenia na temat tychże zlotów, w dużej mierze oparte na zeznaniach rzekomo uczestniczących w nich osób. Bardzo przyjemna prelekcja, porównywalna do tej o Draculi, gdyż skupiała się na czysto historycznych doniesieniach, bez żadnych naleciałości z fantastyki, które zresztą nie były szczególnie potrzebne - zapiski z przeszłości były dość fantastyczne same w sobie.

Po tej prelekcji mój pobyt na Polconie 2012 dobiegł końca, bowiem przyszedł czas spakować się i dotrzeć na czas na dworzec.

Słowo na koniec

Cóż mogę powiedzieć na koniec? Swój udział w Polconie 2012 uznaję za udany, choć oczywiście zawsze mogło by być lepiej. To, co na początku najbardziej denerwowało, to organizacja - opóźnienie w otwarciu, braki w informacji czy problemy z obsługą wyposażenia sal (a przecież do każdej sali dołączony był Gżdacz - czy nie można było powiedzieć mu, jak obsłużyć ekran bądź klimatyzację?).

Jeśli zaś chodzi o treść, impreza była bardzo satysfakcjonująca, zwłaszcza przy tak szerokim programie. Sam nierzadko musiałem wybierać pomiędzy kilkoma ciekawymi pozycjami, które odbywały się w tym samym czasie. Trzeba jednak zaznaczyć, że najlepiej odnaleźli się tam ludzie lubiący słuchać (o literaturze, filmie, mandze, grach fabularnych, nauce itd.) lub chcący wziąć udział w sesjach czy larpach. Skromna reprezentacja gier planszowych czy komputerowych stanowiła raczej uzupełnienie repertuaru lub rozrywkę dla zabicia czasu, niż jakiś poważny punkt. Najgorzej wypadły zaś gry bitewne, całkowicie zmarginalizowane poprzez minimalne wsparcie i umiejscowienie z dala od pozostałych rozrywek.

Ponadto wybór prelekcji, jak widać powyżej, miał w sobie coś z loterii, bowiem ich jakość wahała się od pełnego profesjonalizmu po amatorszczyznę w najgorszym wydaniu. Ale nie bardzo można było coś na to zaradzić - co najwyżej przenosić się z najmniej udanych wystąpień i zapamiętywać nazwiska co bardziej rozczarowujących prelegentów na przyszłość.

Ponieważ każdą edycję Polconu organizują inni ludzie, trudno coś powiedzieć na temat następnego wydania tego konwentu. Jedno jest za to pewne - będziecie mogli tam zobaczyć kogoś od nas. Do zobaczenia!

Autorem cytatu otwierającego tekst jest Robert Włodarek, jeden z organizatorów Polconu 2012.

Chciałbym też podziękować Mili i Sebastianowi za nocleg i znoszenie mnie przez te pięć dni.

2009–2024, TheNode.pl Disclaimer
Template designed by Globberstthemes