logotype

Nadchodzące imprezy

Dla organizatorów

Organizujesz konwent, pokazy gier albo turniej i chcesz zareklamować swoją imprezę? Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript., a zarówno w tym polu, jak i na stronie głównej naszego portalu pojawi się stosowne ogłoszenie.

Borsucze bajdurzenia II

Druga odsłona borsuczych zmagań z rzeczywistością realną i urojoną. Osobom czytającym w pośpiechu polecam streszczenie znajdujące się na końcu tekstu.

Rage time.

Wycieczki do księgarni kończą się zwykle na krawędzi ataku apopleksji. Pozycje, jakimi zalewany jest rynek wydawniczy, odrzucają. Najpierw szatą graficzną albo projektowaną przez poddane wcześniej lobotomii szympansy, albo będącą copypaste jakiegoś udanego projektu. Jeśli jednak sam wygląd Was nie odrzuci, nie traćcie nadziei, bo oto jest tytuł rodem z Magic Disco Polo Maker. Nadal trzymacie ten badziew w ręku? Rozumiem - wrodzona ciekawość, przekora, a może po prostu wiara w ludzkość. Muszę Was zawieść. Treść to mordercza mieszanka mizernych zdolności literackich, wtórnej/nijakiej/idiotycznej/etc. fabuły i żałosnego języka. To gówno jest wszędzie, wyłazi z półek, rzuca się do oczu wśród list bestsellerów. Jesteśmy serwisem poswięconym fantastyce, ale nie tylko do niej piję. Faktycznie, pewne bardzo popularne wydawnictwo zalazło mi szczególnie za skórę za serwowanie różnorakich koktajlii z debilizmu, analfabetyzmu, braku polotu i innych składników, które już wymieniałem. Koktajlii, których konsumpcja prowadzi zazwyczaj do ostrej i niezwykle bolesnej biegunki. Niestety, badziewie zaśmiecające półki księgarń, bądź sklepów sieci do miana "księgarni" aspirujących, to gros dostępnego asortymentu. Chyba zgodzicie się ze mną, że lektura większości tego typu dzieł jest niezdrowa, toksyczna i zdecydowanie woła o pomstę do nieba i zwrot pieniędzy, zupełnie jak w przypadku kawy z sieci Starbucks. Dowcip polega na tym, że tak naprawdę klasycy to takie gówno, które spodobało się innym, okrzyknęli je strawnym i wstawili na piedestał. Tylko patrzeć, aż podobny los spotka cykl pani Meyer. Nie powiem by było inaczej, podobają mi się klasycy. Może dlatego, że przez lata ulegali oni coraz surowszej selekcji. Dziś też można trafić na wartościową literaturę, rzecz w tym, że trzeba zaryzykować wcześniejszą kąpiel w szambie, by wyłowić ten okruch szlachetności.

Co to ma wspólnego z bitewniakami? Otóż niespodziewanie wiele (albo spodziewanie, bo w przeciwnym razie dalej bym pisał o swojej nienawiści do współczesnej beletrystyki). Jak powszechnie wiadomo, na polskich stołach bezsprzecznie króluje stajnia Games Workshop. Na pierwszym miejscu: staruszek "wuefbe". Trzyma się dzielnie, chociaż producent robi co może, byleby tylko go zepsuć. Póki co jednak nie pomogła ani infantylizacja całej otoczki, ani zasada "pierdolnijmy następną armię mocniejszą od poprzedniej" (co prawda są armie migrujące, ale sam fakt przemieszczania się oznacza, że ktoś na turnieje przychodzi), ani inne starania w stylu "niech plastik będzie droższy od metalu" nie zakończyły jeszcze żywotu biedaka. Ba, ma się całkiem nieźle, patrząc na naszą scenę turniejową. Jako taka notka poboczna: czy zauważyliście, że WFB jest najbardziej spauperyzowane? Wiem, brzmi okropnie. Samo słowo. Ale taka jest prawda. W zasadzie to nawet dobrze, zwłaszcza dla właścicieli sklepów oraz trudniących się handlem poprzez serwisy aukcyjne - to też może być jednym z powodów popularności WFB. System ten jest już u nas tak długo i ma taki przebieg, że nagromadziły się tony tanich figurek.

Drugie miejsce to... trutututu... 40k. Gra dynamiczniejsza i przystępniejsza w odbiorze, chociaż także systematycznie podgryzana przez twórców. Jednak nie od dziś wiadomo, że przeniknięcie przez plany GW jest trudniejsze niż zachowanie poczytalności w trakcie przemierzania przedwiecznych korytarzy na Antarktydzie. Niemniej "czterdziestka" z całą pewnością może sprawiać przyjemność i, patrząc na rzesze fanów, z całą pewnością ją sprawia. Jednak syndrom "zepsujmy to, co dobre" (tm by GW) widać coraz bardziej, głównie dzięki akcji promocyjnej systemu. Odkąd logo 40k zaczęło się pojawiać na półkach do tej pory okupowanych przez gry wideo (nie mówię tu o klasykach takich jak Final Liberation, Space Hulk czy Chaos Gate), można zaobserwować dramatyczny spadek poziomu nowych graczy. Cieszę się, że udziałowcy GW zobaczyli więcej rubelków, ale ja chromolę taką obsługę klienta. Nowe dodatki to gnioty, może za wyjątkiem Apokalipsy. Nowe figurki budzą uśmiech politowania, ale to już cecha nowej polityki wydawniczej firmy. Zostają jeszcze ładne modele z FW, ale aż czekam kiedy i je zarżną, bo znosiło złote jaja. I w dodatku spłycenie całej otoczki fabularnej, żeby dwunastolatkom się umysły nie wypaczały. Hura. Ja się grzecznie pytam, gdzie podział się ten zapał, ten specyficzny klimat rodem z lat 80.? Gdzie radość tworzenia, gdzie zaginęło hasło "od graczy dla graczy"?

I hop! już jesteśmy przy Warmachinie i Hordach. Z tym systemem miałem tylko bardzo pobieżną styczność, ale z tego co zdążyłem zauważyć, samo środowisko jest dość zwarte i nastawione na samopomoc sąsiedzką. Fakt, gra przeżywa teraz lekki kryzys w naszym kraju, ale raczej powstrzymam się od szukania winy u oficjalnego dystrybutora i po prostu spróbuję to wytłumaczyć zbliżaniem się Mk II, którego testy polowe trwają. I trwają. Żal mi wszystkich, którzy czekają na dwójkę, bo czas musi im się strasznie dłużyć. A, no i to jeszcze wina recesji gospodarczej. Zawsze jej wina.

Co dalej? Masa mniej popularnych systemów: Flames of War, Infinity, Anima Tactics, Starship Troopers, Mordheim, rozmaite wersje gier historycznych i tak dalej, ale wymienić to wszystko można na jednym wydechu niezbyt nałogowego palacza, bez zbytniego obciążania płuc. Zagłębiając się trochę w ten cały mhroczny półświatek można zaobserwować intrygujące zjawisko: im mniejsza społeczność, tym lepsze stosunki w niej panują (zanim ktoś zacznie drzeć ryja, że bywa inaczej, to zaznaczę, że to tylko ogólna reguła, a od reguły wyjątki się zdarzają). Nie mówię o jakiejś przesadnej wzajemnej miłości rodem z początków chrześcijaństwa/zaćpanej komuny hipisowskiej - rzecz oczywista, że trafi się czasem indywiduum, którego gęby nie mamy ochoty oglądać nawet przy stole. Chodzi o ogólny poziom kultury, takie śmieszne "coś", które pozwala się poczuć lepiej niż w burżuazyjnej kawiarni. Wyglądać może, że "ekskluzywność" to słowo-klucz, które... nie, nie "ekskluzywność" w tym negatywnym znaczeniu, w jakim może się ona niektórym kojarzyć. Ta dobra "ekskluzywność". Ona może być ratunkiem dla każdego ze środowisk, nie tylko bitewniaków, planszówek, erpegów, ale nawet i dla tych niedobitków pielegnujących tradycje dawnej inteligencji, jakie się tam jeszcze u nas ostały.

To takie trochę wołanie na puszczy, ja wiem. Mamy kapitalizm, firmy muszą popularyzować swoje produkty, by przetrwać i wyjść na plus. Poza tym to mleko już się wylało i można dalej obserwować ataki dzieci neo gwałcące swój rodzimy język, ba, nawet starszych i wydawać by się mogło, że rozsądniejszych i lepiej wykształconych graczy, którym zdarza się stwierdzić, że w Internecie nie trzeba przestrzegać zasad pisowni. A jeśli ktoś pisać i czytać nie umie, to z ogólną ogładą też daleko nie zajedzie. Powstaje jednak pytanie, czy lepiej z rosnącym przerażeniem obserwować, jak nasi współplemieńcy cofają się w ewolucji, czy też może lepiej pozakładać małe koterie będące jakimiś resztkami ginącej cywilizacji, których zadaniem będzie łapanie przedstawicieli swołoczy pojedynczo, tresowanie ich i doprowadzanie do stanu jako takiej używalności. No i zawsze można uznać, że większość ma zawsze rację i przyłączyć się do szalonej jazdy po równi pochyłej. Swoje pytanie pozostawię bez odpowiedzi, jej możecie sobie udzielić sami, w skrytości duszy. A jeszcze lepiej wyrazić ją w działaniach. Bo nie po słowach ich poznacie, lecz po czynach.

Drogi Czytelniku! Dobrze widzisz, że obiecanego streszczenia nie ma. I nie będzie. Nie można przez życie iść na skróty.

P.S.

Ktoś (naprawdę nie pamiętam kto) zauważył podobieństwo moich wypociń do felietonów Ibsena. Cóż, dla mnie to raczej chwalebne porówanie i podejrzewam, że jeśli kiedyś osiągnę podobną Ibsenowej lotność umysłu i pióra, to będę mógł umrzeć szczęśliwy.

2009–2024, TheNode.pl Disclaimer
Template designed by Globberstthemes